sobota, 14 lutego 2009

Światełko w tunelu, czy tylko złudzenie?

Za nami dwa mecze. Mecze których wynik na początku sezonu można było obstawiać niemalże w ciemno. Ale tak było na początku sezonu. Po wielu zawirowaniach, a w zasadzie nieprzewidzianych przed sezonem wydarzeniach doszło do załamania i formy i morale zespołu, co dało w siedmiu spotkaniach jasny obraz tego, co się w drużynie i klubie dzieje. I nagle jak grom z jasnego nieba trafia nam się "perełka". Celowo napisałem zdrobniale, bo taka jest wielkością. Mowa oczywiście o Tyus-ie Edney-u. Nie wiem dlaczego, ale na zdjęciach w necie gość wyglądał zupełnie poważnie, a wczoraj przeżyłem mały szok na jego widok. Nie mogłem uwierzyć, że ten filigranowy zawodnik ma w swoim życiorysie zapisane sukcesy na parkietach NBA, czy czołowych klubów europejskich. I jakie było moje zdziwienie, gdy ten niewielki wzrostem człowiek powoli, z dokładnością szwajcarskiego zegarka udowadniał swoją wielkość i mądrość boiskową. Z każdą minutą moje EGO mówiło mi: to nie sen, to ten gość wygrał Euroligę i teraz gra w twoim klubie. Większość z kibiców, z którymi rozmawiałem przecierała oczy ze zdumienia jak Tyus swoimi podaniami uruchamiał swoich kolegów, którzy z kolei jego podania zamieniali na punkty. Repertuar jego zagrań to istny majstersztyk. Dzisiaj z pełną odpowiedzialnością śmiem twierdzić, że takiego rozgrywającego nie miał jeszcze żaden polski klub. Rozgrywającego, który wie kiedy i jak podać, komu podać, kiedy zwolnić, a kiedy przyspieszyć akcję, a jeżeli jest możliwość i potrzeba, to potrafi spenetrować lub rzucić z dystansu. Aby określić te Jego przymioty nasuwa mi się jedno określenie "profesor". Ci wszyscy, którzy już zwalniają Turkiewicza i Adamka powinni przeczytać wywiad z Tyus-em na e-baskecie i dopiero wtedy cokolwiek mówić. Jak sam Tyus mówi, to on wie co i jak wygląda z pozycji zawodnika na boisku i to on udziela wskazówek trenerom, a oni powinni te wskazówki umieć wykorzystać do obrania właściwej taktyki. To, że nie zawsze wychodzi - cóż, trzeba dać im szansę. Wiem jak łatwo ocenia się pracę trenera patrząc na to z boku, ale sam prowadząc drużynę licealistów wiem jakie to trudne. I choćby trener układał najlepszą taktykę, którą inni trenerzy wygrywali mistrzostwa, to jeśli zespół nie będzie umiał jej zagrać, to i tak malkontenci psy na nich powieszą.
To moje przemyślenia nt. pierwszej części tytułowego pytania, czas na część drugą czyli: czy tylko złudzenie?
Mając w pamięci ostatni, przegrany mecz ze Stalówką zastanawiam się czy jest to taki mały happening, czy faktycznie coś drgnęło w zespole. W Ostrowie wszyscy przespali pierwszą kwartę, która tak naprawdę ustawiła mecz i choć Bailey zagrał rewelacyjnie, to zastanawiam się ile w tym zespole zmieni Tyus Edney? Czy te ostatno wygrane dwa mecze, to nie swego rodzaju zasłona dymna? Sądzę, że dopiero mecz z Anwilem tak naprawdę pokaże ile jest ten zespół wart po zmianach personalnych. To ten mecz da nam tak na poważnie powody do myślenia o tym, czy mamy zespół na finał, czy to tylko mżonki. Mnie jako wieloletniemu kibicowi nie wolno wręcz myśleć inaczej, niż o zwycięstwie, ale kilka ostatnich spotkań pozwoliło mi na weryfikację kierunku swoich uczuć. I co mi z tego wyszło, ano to, że najważniejsza jest RODZINA, a wszystko inne można o kant tyłka roztrzaskać. A w świetle ostatnich wydarzeń, gdzie w niespełna miesiąc pochowaliśmy naszych dwóch kolegów powiem tylko tyle: "uczmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą".